Jako, że już niedługo ma pojawić się nowy, producencki materiał częstochowianina Kixnare'a, zapraszam do lektury artykułu, który powstał po przeprowadzeniu wywiadu z Kix'em dla portalu Wiadomości24. Oryginalny tytuł artykułu brzmiał "Okiem Kixnare'a. 10 lat polskiego hip-hopu":
Obchodzimy właśnie umowne 10 lat polskiego hip-hopu. W sklepach pojawiają się z tej okazji reedycje klasycznych albumów sprzed dekady. Tymczasem różnej maści „fachowcy” od dobrego roku starają się nas przekonać, że hip-hop w Polsce się skończył.
Moda przeminęła, dzieciaki w szerokich spodniach dorośli, a telewizje podłapały z kolei świeże w ich mniemaniu zjawisko clubbingu. Osierocony hip-hop wrócił do podziemia i nie ma już tylu odbiorców co w ostatnich, „złotych” latach. Ale czy hip-hop jest gatunkiem, który kiedykolwiek wyszedł z podziemia?
O odpowiedzi na nurtujące mnie pytania postanowiłem poprosić Kixnare’a. Ten producent z Częstochowy, przedstawiciel młodego pokolenia, ale wychowany na oldskulowych produkcjach hip-hopowych i w związku z tym osłuchany, rozumie hip-hop i potrafi spojrzeć na niego trzeźwym okiem jak mało kto. Fani dobrych bitów nad Wisłą z pewnością owego zawodnika znają i doceniają.
Tak naprawdę hip-hop od zawsze, od zarania swoich dziejów był muzyką robioną przez ludzi jarających się bujanymi rytmami odtwarzanymi z winyli. Parafrazując skrót literowy stanowiący nazwę jednej z firm z USA zajmujących się produkcją ciuchów – hip-hop to tak naprawdę zabawa w stylu „for us, by us”. Muzyka grana przez kumpli, dla kumpli. Podobnie jest u nas. Owszem, technikalia i jakość wykonania są ważne. Ale równie ważna, jeśli nie ważniejsza jest ta swoista zajawka. „Ten szósty zmysł, który mam w sobie”, jak rapował Pezet.
Tym co wyróżnia hip-hop z reszty szeroko pojętego świata rozrywki, jest jego przekaz. To jedyny gatunek, gdzie takie wartości jak miłość, przyjaźń, ale także socjologiczne wręcz opisy zjawisk zachodzących w społeczeństwie w tak jasnej, prostej i nie zawoalowanej formie trafiają do słuchacza. Każdy, kto znalazł w sobie odrobinę samozaparcia i chęci, może wykrzyczeć co mu leży na wątrobie, jednocześnie dobrze się przy tym bawiąc. Nieważny jest drogi sprzęt i splendor środowiska. Ważne, żeby mieć coś do powiedzenia.
- Wszystko co robię powstaje na starym komputerze z najgorszą kartą dźwiękową - mówi Kixnare . - Mój gramofon jest niewiele młodszy ode mnie, a odsłuchy to zwykłe głośniki z wieży Sony. Nie mam najlepszego sprzętu, może nie jestem też specem od „poprawności” brzmienia, a equalizer, kompresory i inne wtyczki z dziesiątkami pokręteł, wykorzystuję bez najmniejszej wiedzy, jak to naprawdę działa. Mimo wszystko jestem bardzo zadowolony z efektów jakie uzyskuję.
I trzeba przyznać, że nie jest to czcze samozadowolenie. Bity Kixnare’a to bowiem stara szkoła czystego, bujającego hip-hopu, po których jego ziomek z Gorzowa Wielkopolskiego z którym korespondencyjnie (przez internet) nagrywa, Smarki Smark, pływa bezbłędnie.
- Bity zacząłem kleić około 6 - 7 lat temu i właściwie od samego początku, aż do dziś jest to dla mnie przede wszystkim świetna zabawa. Jeśli chodzi o inspiracje, to zawsze był to hip-hop oparty na samplingu, kiedyś powiedziałbym "undergroundowy", ale dziś to słowo trochę straciło w moich oczach – mówi Kix.
Hip-hop w Polsce też się zmienił. Właściwie to lepszym określeniem byłoby, że poszedł do przodu. Przecież w połowie lat 90. o tej muzyce w polskim wydaniu słyszało tylko nieliczne grono wtajemniczonych, jarających się pierwszymi produkcjami Wzgórza Ya Pa 3. Potem w radio hip-hopem zaczęła zarażać Bogna Świątkowska i Druh Sławek. Dzisiaj nikogo nie trzeba przekonywać. Sieć pozwala poznawać i śledzić hip-hopowy światek na bieżąco.
Kixnare patrzy jednak na to ze spokojem. - Mamy inne czasy, teraz każdy ma dostęp do wszystkiego. Ja wychowałem się na telewizyjnych programach takich jak Yo MTV Raps, Blah Blah Groove - mówi . - Później był Word Cup, pierwsze numery Klanu, aż wreszcie dostęp do internetu, który zmienił wszystko. O polskich mediach nie chcę się wypowiadać, bo ten temat mnie nie dotyczy i nie interesuje. A jeśli chodzi o dzisiejszą scenę uważam, że każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Nie mam zamiaru nikogo dyskryminować. Myślę, że moja muzyka jest głównie dla takich ludzi jak ja, którzy cenią bardzo klasykę rapu, lata 90., twórczość Native Tongues, DITC, Boot Camp Click, Gangstarr Foundation, Pete Rocka. Sporo też takich którzy widzą we mnie polskiego 9th Wondera, z czego się bardzo często nabijam.
Wydaje się, że gdzieś obok głównego nurtu, działa stara, „trueskulowa” szkoła polskiego hip-hopu, którą tak naprawdę guzik obchodzi mainstream.
- Nie jestem wyznawcą takich podziałów. Śmieszą mnie w ogóle wyznawcy polskiego undergroundu, w ogóle śmieszy mnie to słowo, bo w Polsce oznacza ono wydawanie nielegali. Ja po prostu popieram tych, których twórczość do mnie przemawia. Mało jest w Polsce raperów, którzy potrafią mnie naprawdę sobą "zajarać". Niestety - twierdzi Kixnare.
Sztuką jest dzisiaj zatem umieć umiejętnie skorzystać z dobrodziejstw sieci, czy innych mediów i wybrać naprawdę wartościowe rzeczy. A - jak twierdzi Kix - nie ma tego wcale tak wiele. - Właściwie nie każdy ma czas, żeby szukać nowych rzeczy. Ja bardziej cenię ludzi którzy słuchając muzyki wiedzą dlaczego jej słuchają, potrafią powiedzieć na ten temat coś więcej niż „fajne”. Nie imponują mi osoby które mają 2000 płyt w mp3 i uczą się na pamięć nazw zespołów i ich płyt – mówi.
Takie składy, jak opolski Dinal, mimo iż swój najnowszy album „W strefie jarania i w strefie rymowania” wydali w śmiesznym nakładzie zaledwie 500 sztuk i nie mają szans dotrzeć do mas, cieszą się szacunkiem wśród fanów. Kluczem okazuje się być autentyczność.
Z drugiej strony posiadająca już ugruntowaną pozycję na rynku wytwórnia Asfalt Records serwuje słuchaczom gamę różnorakich brzmień i podobny rozdźwięk w tematyce. Właściwie do intelektualnego i wręcz poetyckiego Fisza z jednej strony i osadzonego w estetyce połączonego Kabaretu Starszych Panów i społeczno-politycznej satyry Łony z drugiej, świetnie pasowałby Kixnare ze Smarkiem, którzy swoją kultową już dzisiaj epkę „Najebawszy” wydali jako bez problemu dostępny w internecie nielegal.
- Myślę o wydaniu płyty coraz częściej. Z tego co wiem Asfalt nie jest chętny do wydawania nowych twarzy - zapewnia Kix - jednak o to się naprawdę nie martwię i myślę tylko o zawartości. Ale póki co, do wydania płyty długa droga, chociaż w międzyczasie będę miał niespodzianki dla tych którzy lubią słuchać moich bitów .
Właśnie tę rzetelność i chęć podążania własną drogą miał na myśli amerykański raper J-Sands, który stwierdził, że rymował przez 14 lat, zanim w ogóle pomyślał o wydaniu płyty.
I o to tak naprawdę chodzi. Jeżeli producenci będą się skupiać na „tłustości” swoich bitów, mc na rzetelnym po nich płynięciu, a całe środowisko razem na ciekawych kolaboracjach, to słuchaczowi nie pozostanie nic innego jak wyłapywać rodzynki i cieszyć się z coraz wyższego poziomu polskiego hip-hopu.